Bialy Bizon
Moje ukochane filmy dzieciństwa to westerny. Wszystko było biało-czarne: filmy i zasady rządzące światem. Wiadomo było kto jest dobry a kto zły, raczej nie było szarości pomiędzy. Dobro zawsze zwyciężało, byli kowboje i Indianie, była wolność. Ogromne przestrzenie, dzikie prerie, ośnieżone góry i lasy. I zwierzęta - dzikie konie, niedźwiedzie, orły, wilki i bizony. To było COŚ w naszej małej polskiej rzeczywistości, w latach siedemdziesiątych minionego wieku. To było jak sen o wolności. No i jestem tutaj, nigdy nie wiesz co przyniesie los, i oglądam te przestrzenie, nawet zdarzył się niedźwiedź gdzieś przy drodze w Maine, ale dla mnie symbolem wolności były konie i bizony. Pierwszy raz widziałam bizony na tle ośnieżonych gór w Kolorado, z daleka, ale zobaczyłam. Cieszyłam się jak pasikonik. Zdjęcia wyszły jak kadry z filmu, brakowało tylko jeźdźców i małego domku na prerii. Wydawało mi się, że w Teksasie nie ma, no cóż...